
Głód ścigania wśród amatorów dwóch kółek jest naprawdę duży, więc nawet dość fatalna prognoza dla zawodów w niedzielę nie odstraszyła prawie nikogo. Burze były zazwyczaj dość krótkie, więc każdy łudził się, że deszcz go ominie.
Ja od początku byłem nastawiony psychicznie na jazdę w błocie i deszczu. Zostawiłem nawet okulary w samochodzie, bo z doświadczenia wiem, że i tak się nie przydadzą, bo nic nie będzie przez nie widać.
Ale nawet z tym nastawieniem końcówka wyścigu mnie lekko załamała. Bo po prostu nie było nic... widać. A koła ślizgały się jak na lodowisku.
Widać było zresztą po czasach, które od momentu załamania pogody wydłużały się z każdym zawodnikiem.
Wyobraź sobie prysznic... i fakt, że jedziesz na rowerze... wody jest tak dużo, że jedziesz cały czas w kałuży. Deszcz złapał każdego, nie było wyjątków.
Nie mniej upodlony, z dużą dawką adrenaliny nie żałowałem startu. Rower co prawda już wylądował na generalnym czyszczeniu, ale bilans uważam za pozytywny. Fajnie było spotkać kolegów z drużyny i przepalić nogę w realu.
Sama trasa po części pokrywała się z trasą z Corana 1 czyli wyścigu po GPX, więc była w większości dobrze znana. Jest to zresztą trasa, która wyciska z okolic Otwocka wszystko, co jest tam najlepszego.
Ciekaw jestem jak długo utrzyma się tak duży głód startów, bo kalendarz jest zapełniony po brzegi, a w czasie wakacji nigdy nie było dużej frekwencji.
Szykuję się na Daleszyce czyli moją ulubioną trasę na SLR. Bez względu na pogodę, ale z nadzieją na suchy przejazd.
WYNIKI Z I EDYCJI